Prof. Legucka: Większość Rosjan popiera inwazję na Ukrainę. Putin umacnia swoją pozycję
Damian Cygan: Jaki jest stosunek zwykłych Rosjan do inwazji na Ukrainę i czy mówienie o "wojnie Putina" oddaje rzeczywistość?
prof. Agnieszka Legucka: Nie można tego nazywać tylko "wojną Putina". Rządowe ośrodki badawcze mówią, że tzw. specjalną operację wojskową na Ukrainie popiera powyżej 70 proc. Rosjan. Natomiast musimy mieć świadomość, że rządowe badania opinii publicznej w Rosji są trudne do weryfikacji, bo przeprowadza się je w warunkach państwa totalitarnego. Zatem sięgając po nie trzeba być bardzo ostrożnym.
A co wynika z badań niezależnych?
One mówią o poparciu rzędu 59 proc., więc to nadal większość Rosjan. Mówimy tutaj o badaniach bardziej pogłębionych, które wskazują, że młode osoby z dostępem do internetu szukają bardziej niezależnych informacji, omijając blokady nałożone przez władze na portale społecznościowe i niezależne media. Kreml stara się jak może utrudnić obywatelom dostęp do informacji, ale to nie znaczy, że nie da się do nich dotrzeć. W Rosji nadal działa YouTube, a żeby obejść blokadę Instagrama, Facebooka czy Twittera ludzie wykorzystują VPN. Mówiąc wprost, "dla chcącego nic trudnego".
Natomiast problemem jest efekt wyparcia, bo Rosjanie po prostu nie chcą dowiedzieć się prawdy. Uważają, że zdjęcia przesyłane z Ukrainy, które trafiają do mediów społecznościowych, to manipulacja i zmowa Zachodu.
Czy Rosjanie uważają, że Putin powinien zatrzymać się na Ukrainie, czy może pójść dalej i zaatakować np. Polskę?
Są badania, które mówią, że następnym celem Rosji powinna być Polska i reszta świata, ale nie mam co do nich przekonania. Natomiast jak ogląda się dziś rosyjską propagandę, to płynie z niej wielka euforia sukcesu i gloryfikacja rosyjskiej armii. Mówi się o procesie "denazyfikacji" i "walce z faszystami, banderowcami" na Ukrainie, co ma na celu militaryzację życia społecznego w Rosji.
Ten syndrom oblężonej twierdzy i walki ze "zgniłym, zachodnim imperializmem" nie zatrzymuje się tylko na Ukrainie, wręcz przeciwnie – dla nich Ukraina jest przykładem walki Rosji ze Stanami Zjednoczonymi. Uważają, że za prezydentem Zełenskim stoją Amerykanie, który w tej narracji jest marionetką w rękach USA. W świadomości Rosjan ich armia nie może być pokonana przez wojska ukraińskie, ale siły zbrojne FR mogą mieć problem z armią Ukrainy wspieraną przez Amerykanów, bo to jest dla Rosji równorzędny rywal – Zachód, który Rosja oczywiście pokona. Polska jest następna w kolejce.
Czy doniesienia o ewentualnej próbie obalenia Putina to tylko plotki, czy rzeczywiście jest coś na rzeczy?
Uważam, że Władimir Putin wywołał wojnę na Ukrainie m.in. po to, żeby uniknąć jakiegokolwiek przewrotu. On w ten sposób umacnia swoją pozycję, właśnie poprzez militaryzację życia politycznego i społecznego w Rosji. Nawet jeśli rosyjscy żołnierze borykają się teraz z problemami na froncie, to Putin ma szansę wyeliminować swoich ewentualnych przeciwników w służbach (FSB i GRU), a także przestraszyć oligarchów i całe społeczeństwo. Ci, którzy rozumieją, co się dzieje, uciekają z kraju.
Ile jest takich ludzi?
Według różnych szacunków na ten moment wyjechało ok. 300 tys. Rosjan. Dlatego pojawiające się informacje, które mają pochodzić od wywiadu, czy to amerykańskiego, czy ukraińskiego o tym, że ktoś z FSB za chwilę się zbuntuje to są tzw. wrzutki. Być może w dłuższej perspektywie rzeczywiście do tego dojdzie, ale nie teraz. To jeszcze nie jest moment przesilenia.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.